Czy robisz czasem podsumowania? Ja niezbyt często. Czasem tak się skupiam na bieżącej bieganinie, że wydarzenia sprzed tygodnia traktuję niemal jak prehistorię. Tak już mam, że raczej biegnę naprzód i snuję plany niż pogrążam się we wspomnieniach. Ale chyba czasem warto zatrzymać się, spojrzeć za siebie i zobaczyć chwile, które warto docenić. I powiedzieć sobie „To było dobre”.
Oczywiście, to mniej dobre również się pojawiło. Ale chyba zbyt wiele uwagi i tak poświęcamy (a przynajmniej ja!) temu, co nie wychodzi, co sprawia trudności, co się sypie. I te dobre chwile umykają w tłumie.
Więc dziś, na przekór tendencji, wspominam dobre chwile minionego kwartału.
Muzyczny Efekt Toastmasters
Styczeń upłynął pod znakiem organizacji ogólnopolskiej konferencji pod nazwą Muzyczny Efekt Toastmasters w Opolu. (Jak Ci być może wiadomo, od roku należę do klubu Toastmasters). Oj, działo się! Cztery dni wypełnione po brzegi wiedzą i inspiracją. Mistrzostwa Polski w mowach humorystycznych i mowach improwizowanych, świetne wystąpienia i warsztaty.
Ale by to wszystko mogło się wydarzyć, musiały najpierw upłynąć tygodnie i miesiące przygotowań. Ja sama nieopatrznie przyznałam się, że „ogarniam programy graficzne”, w związku z czym zostałam mianowana oficjalnym grafikiem imprezy.
W rezultacie dobrych parę styczniowych wieczorów i nocy spędziłam tak:
Wiesz, bardzo lubię takie inicjatywy. Z co najmniej dwóch powodów.
Po pierwsze – organizowanie czegoś przez amatorów to okazja, by przetestować swoje zdolności. Na przykład: trzeba było logo narysowane na kartce przez koleżankę przerobić na wersję wektorową. W związku z czym musiałam błyskawicznie ogarnąć program do grafiki wektorowej (Inkscape – wciąż trzymam się darmowych programów graficznych), z którym wcześniej miałam ledwie trochę do czynienia.
To dla mnie nic nowego – to dzięki wolontariatowi i działaniu w organizacji pozarządowej nauczyłam się najwięcej. Właśnie dlatego, że pojawiała się nowa kwestia i ktoś musiał to zrobić – i nieraz tym ktosiem okazywałam się ja. Praca na prawdziwym projekcie uczy znacznie więcej niż kursy czy nawet studia.
Po drugie – gdy niewyspany, zdyszany od biegania po całym miejscu konferencji (a to trzeba stanąć na recepcji, a to zapakować kubki dla prelegentów) stajesz na środku sali podczas samego zamknięcia i słuchasz oklasków uczestników – wiesz, że było warto. Że te zarwane noce, krótkie spięcia i zarządzanie kryzysowe – dały jednak dobre owoce.
Klubowy Konkurs Przemówień Publicznych
Od Toastmasters prędko nie odpoczęłam. W lutym wraz ze znajomym z klubu współorganizowałam klubowy etap Konkursu Przemówień Publicznych (pierwszy stopień mistrzostw Polski i mistrzostw świata). W porównaniu z konferencją, jest to bardzo proste – trzeba zebrać mówców, sędziów, zadbać o przestrzeganie reguł.
Oczywiście, nie odbyło się bez sytuacji kryzysowych. (Czy w ogóle istnieją projekty bez choćby najmniejszego kryzysu? Jeszcze na taki nie natrafiłam.) Rzecz jasna, epidemia grypy zapanowała nad Opolem, do tego wtrąciło się prawdziwe życie oraz (jak zawsze niezawodne!) spóźnienia pociągów. Wymagało to zaawansowanego podejścia logistycznego. Pamiętasz odcinek Przyjaciół, gdy Monica biegała z mikrofonem i słuchawkami, organizując ślub Phoebe? Niemal tak właśnie się czułam, odbierając kolejną wiadomość, że ktoś się jednak nie zjawi.
Wyszło… no cóż, nieperfekcyjnie, ale ostatecznie poszło całkiem nieźle. Zadanie wykonane! I zdobyłam kolejne punkty w zdolności „zarządzanie chaosem”.
Wizyta w Brukseli
W tym zajętym czasie wyrwałam kilka dni, by odwiedzić kuzynkę w Brukseli. Przede wszystkim odbył się zjazd składu mieszkaniowego ze studenckich czasów – a przez wynajmowane przez nas mieszkanie przewijali się wyłącznie fantastyczni ludzie. Tacy, z którymi można było przesiadywać w kuchni, układając puzzle w ramach prokrastynacji w czasie sesji. Albo własnoręcznie pisać, ilustrować, drukować i zszywać (igłą i nitką) książkę na prezent ślubny dla koleżanki.
Porozrzucało nas po świecie i wreszcie spotkałyśmy się w Brukseli. Ciekawie było przechodzić czy przejeżdżać jakby nigdy nic obok Centrów Zarządzania Światem (w postaci siedziby Komisji Europejskiej czy NATO). Miło było przejść się uliczkami miasta czy skosztować czekolady na gorąco. Ciekawie było zobaczyć asymetryczny ratusz i zastanowić się, dlaczego tak właśnie wygląda.
Ale co tam banalne, oklepane atrakcje turystyczne. Punktem głównym programu było Muzeum Instrumentów Muzycznych. Można było nie tylko przejść się wśród najróżniejszych instrumentów z różnych stuleci – ale także posłuchać w słuchawkach, jakie dźwięki wydają.
Spędziłyśmy dobrych parę godzin, podziwiając kreatywność ludzkości w dziedzinie „jak wydobyć z tego dźwięk?”.
Co dalej?
Nie będzie odkryciem sezonu, jeśli powiem, że oto rozpoczął się kwiecień. Kolejny miesiąc to nowa okazja, by chwytać te dobre chwile. Myślę, że powinnam częściej robić taki podsumowania. Właśnie po to, żeby pamiętać, co tak naprawdę jest ważne. I żeby więcej tworzyć takich chwil, które naprawdę coś wnoszą do życia.
A jak wyglądała Twoja zima?
A co się dzieje na blogu?
→ Oswoić wystąpienia publiczne, czyli dlaczego dołączyłam do Toastmasters
→ Stan flow – czyli jak pracować na fali
→ Kaizen – czyli mały krok do wielkiej zmiany