Czytasz książkę. Udało Ci się przebrnąć przez pierwszą połowę – ale jakoś Cię nie zachwyca. Jeśli to powieść – akcja ciągnie się jak guma do żucia, bohaterowie nudni niczym flaki z olejem. Jeśli to poradnik – stwierdzasz, że główna idea jest mało odkrywcza, a rady banalne i niezbyt pomocne.
Co robisz? Odkładasz czy czytasz do końca?
„Kończę, bo zacząłem”
Pokutuje u nas tendencja, by kończyć to, co się rozpoczęło. Bo mamy wrażenie, że te godziny, które już poświęciliśmy, pójdą na zmarnowanie. A może po prostu nie lubimy pozostawiać niezakończonych spraw – bo to źle o nas świadczy.
Jeśli to znasz – spróbuj spójrzeć na to z innej perspektywy.
Załóżmy, że przeczytanie pierwszej połowy książki zajęło Ci już trzy godziny. Odkładając ją w połowie, przyznajesz, że ten czas poszedł na nic.
Ale jeśli postanowisz doczytać do końca – zamiast trzech godzin zmarnujesz sześć. Czyli starając się uniknąć trwonienia czasu – marnotrawisz go jeszcze więcej.
Te trzy godziny już straciłeś – niestety, jak dotąd ludzkość nie wynalazła sposobu na odzyskanie czasu. Ale możesz odzyskać ten czas, który jest jeszcze przed Tobą.
A co, jeśli książka jeszcze się rozkręci?
A może już wkrótce, już na kolejnej stronie książka się poprawi? A może na stronie 394, w środku któregoś akapitu, znajdzie się jakieś błyskotliwe zdanie, które wszystko odmieni? A co, jeśli ominie mnie coś ciekawego?
Mam wrażenie, że to książkowa wersja FOMO – fear of missing out. Tego niepokojącego wrażenia, że najciekawsze rzeczy toczą się tam, gdzie nas nie ma. To pojęcie odnosi się do kompulsywnego sprawdzania social mediów – ale myślę, że tę obawę można znaleźć też w innych obszarach.
Zawsze jest możliwość, że nawet w słabej książce znajdzie się jedna czy dwie wartościowe informacje. Ale nawet jeśli, czy nie warto jednak poświęcić tego czasu na przeczytanie innej książki – w której takich cennych zdań znajdziesz pięćdziesiąt?
Nie zapominaj, że Twój czas jest ograniczony – kiedy wybierasz jedno, rezygnujesz z drugiego. Rzadko jest to prosty, bajkowy wybór między dobrym a złym – o wiele częściej wybieramy między dobrym a lepszym.
W ekonomii to się nazywa „koszt alternatywny”. Czytając nudną książkę, tracisz nie tylko czas, ale też możliwość zagłębienia się w naprawdę pasjonującą lekturę. Co wybierzesz?
Kiedy warto kończyć złą książkę?
Odkąd przyjęłam powyższy punkt widzenia, nie mam problemu z porzuceniem powieści czy poradnika. Ale czasem decyduję się na dokończenie. Kiedy?
Kiedy książka jest słaba, ale mnie bawi.
Kiedy mam ochotę napisać miażdżącą recenzję i chcę mieć pełen jej obraz.
Kiedy mogę z niej wyciągnąć wniosek, jak NIE pisać.
Słowem – kiedy daje mi jakąś wartość – mniejszą lub większą.
Czy to dotyczy tylko książek?
Nie tylko. Bo zwyczaj „kończenia spraw” objawia się w wielu dziedzinach naszego życia.
Czy znasz osobę, która przetrwała pięć lat studiów, choć dawno już przestały ją interesować?
Czy znasz kogoś, kto tkwi w tej samej, nielubianej pracy, bo zdobył w niej jakieś doświadczenie czy pozycję i nie chce tego tracić?
Czy zdarzyło Ci się ciągnąć jakiś własny projekt, choć straciłeś do niego serce?
Jeśli tkwisz właśnie jakiejś nieciekawej sytuacji – zastanów się, co Cię trzyma. Jeśli jest to tylko i wyłącznie chęć dokończenia tego, co zacząłeś – to pomyśl tylko, czy naprawdę warto – czy może jednak szkoda czasu.
A co Ty sądzisz na ten temat? Warto czy nie warto?
Zobacz również:
→ Jak mówić NIE? – czyli parę słów o asertywności